Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski, Redaktor Centrum Strategii Energetycznych w Instytucie Badań nad Gospodarką Rynkową.
W ostatnim czasie uwidoczniły się duże kłopoty krajowej elektroenergetyki, czego najdobitniejszym przykładem był sierpniowy niedobór mocy wytwórczych. Co jest zasadniczą, systemową przyczyną obecnej sytuacji?
Kończy się prawie 20-letni okres przykrywania problemów polskiej elektroenergetyki, w którym niemalże bezobjawowo kumulowały się skutki braku istotnych reform proefektywnościowych w tym sektorze. Utworzenie dominujących na rynku, jednorodnych grup elektroenergetycznych – obejmujących wytwarzanie, dystrybucję oraz obrót energią elektryczną – było odbudowaniem archaicznego modelu biznesowego z poprzedniej epoki. Pod hasłem kreowania liderów europejskiego rynku energii zanegowano dorobek pierwszej reformy elektroenergetyki z lat 1990-1995, dzięki której polski sektor energetyczny został uwolniony od całkowitego monopolu techniczno-organizacyjnego. Nowoutworzone grupy nigdy nie miały potencjału, który umożliwiałby im odegranie istotnej roli na unijnym rynku. Posiadały jednak wystarczającą siłę, by zablokować proefektywnościowe zmiany zachodzące od początku przemian ustrojowych w Polsce. Zostały one zresztą utworzone w najbardziej niewłaściwym momencie: wówczas, gdy Niemcy przystępowali do tworzenia zrębów swojego największego powojennego, po Planie Marshalla, programu gospodarczego – Energiewende, który całkowicie zmienia scentralizowany model niemieckiej energetyki, dostosowując go do najnowszych światowych trendów związanych z energetyką rozproszoną i OZE.
Kończy się prawie 20-letni okres przykrywania problemów polskiej elektroenergetyki, w którym niemalże bezobjawowo kumulowały się skutki braku istotnych reform proefektywnościowych w tym sektorze.
Jakie konsekwencje niesie za sobą obecna struktura polskiego sektora energetycznego?
Najważniejszym skutkiem „zabetonowania” krajowej energetyki jest brak zdolności – zarówno ze strony polityków, uzależnionej od nich części biznesu, a także nieświadomych obywateli – do przyznania, że jej przyszłość wcale nie musi być związana z utrzymywaniem scentralizowanego systemu elektroenergetycznego w dotychczasowym kształcie. Istnieje też inna droga, oparta na prawdziwym rynku z setkami, tysiącami, a nawet milionami uczestników. Powinniśmy uzmysławiać Polakom, którzy przez całe życie obcowali jedynie z wielkoskalową formą energetyki i nie są świadomi istnienia alternatywy związanej z rozwojem najnowocześniejszych technologii, że może ona przynieść wymierne korzyści zarówno społeczeństwu, jak i całej gospodarce. Sposób potraktowania odbiorców energii w czasie ostatniego, sierpniowego deficytu powinien dać nam wszystkim wiele do myślenia. W szczególności uruchomić szeroki sprzeciw wielkich i małych odbiorców, niezależnych inwestorów, samorządowców czy rodzących się nowych sił politycznych wobec dalszego utrzymywania obecnego status quo w polskiej energetyce.
Najważniejszym skutkiem „zabetonowania” krajowej energetyki jest brak zdolności – zarówno ze strony polityków, uzależnionej od nich części biznesu, a także nieświadomych obywateli – do przyznania, że jej przyszłość wcale nie musi być związana z utrzymywaniem scentralizowanego systemu elektroenergetycznego w dotychczasowym kształcie.
Czy gdyby lepiej wykorzystano wszystkie dostępne instrumenty, sierpniowego kryzysu dałoby się uniknąć?
Zdecydowanie tak. Polscy odbiorcy przemysłowi – a więc ci, którzy zostali najmocniej dotknięci 20. stopniem zasilania – od dawna proponują usługę DSM/DSR[1] o potencjale redukcyjnym zapotrzebowania rzędu 2000 MW, czyli większym niż był potrzebny w sierpniu. Od lat wiadomo też, że przy istniejącym potencjale infrastruktury inteligentnej w sytuacji deficytu należałoby wykorzystywać na zasadach rynkowych istniejące agregaty gwarantowanego zasilania w obiektach wymagających podwyższonego bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej (np. w szpitalach, bankach, biurowcach, marketach itp.), o łącznej mocy ponad 1000 MW. Kolejnym rozwiązaniem mogłoby być wprowadzenie taryfy dynamicznej, oczywiście gdybyśmy proces wdrażania rozpoczęli już kilka lat temu. Dlaczego nie mielibyśmy zastosować jej w Polsce, gdzie czas dyfuzji wynalazków (nowych rozwiązań) do gospodarstw domowych jest jednym z najkrótszych na świecie? Największy jednak potencjał tkwi w zasadniczym przemodelowaniu krajowego systemu energetycznego. Wówczas, zamiast finansować współspalanie, moglibyśmy instalować prosumenckie budynkowe źródła fotowoltaiczne. 500 tys. takich odbiorców wystarczyłoby w nadmiarze do zrównoważenia sierpniowego wzrostu zapotrzebowania.
Sierpniowego deficytu mocy można było uniknąć nawet bez zasadniczego przemodelowania polskiej energetyki, przy wykorzystaniu dostępnych już teraz opcji.
Jakie mogą być konsekwencje dalszego utrzymywania energetycznego status quo?
Sierpniowe załamanie się bilansu popytowo-podażowego na bieżącym rynku energii elektrycznej miało bezpośrednią przyczynę w wyłączeniu bloku Bełchatów 2. Ilustruje to dobitnie nieprawidłowość rozwoju Krajowego Systemu Elektroenergetycznego w kontekście wyboru mocy jednostkowych nowych bloków wytwórczych. Już obecnie, kiedy KSE jest przecież jeszcze – ze względu na moc i lokalizację źródeł w systemie oraz topologię i przepustowość sieci przesyłowej – dobrze zrównoważony, moc jednostkowa bloku wynosząca „jedynie” 850 MW wystarczyła do wywołania stanu, którego nie było przez ostatnich 25 lat. Tymczasem wciąż budujemy kolejne wielkie jednostki wytwórcze na węgiel kamienny, których awaria może zachwiać pracą systemu. Są one do niego po prostu niewłaściwie dobrane. Ryzyko kłopotów KSE jest więc niejako „zaszyte” w błędnej strategii rozwojowej. Mitem jest również opinia dotycząca niezawodności ekstremalnie dużych bloków. Jest ona lansowana przez dostawców tych technologii i ma wyłącznie propagandowy charakter. Statystyka awarii w ruchu próbnym i w eksploatacji po tym ruchu, dotycząca bloku Bełchatów 2, potwierdza tezę o „systemowym” problemie zawodności wielkich elektrowni węglowych. A nie są one przecież aż tak ogromne i skomplikowane technologicznie jak planowane do wybudowania bloki jądrowe o mocy 1500-1600 MW. Niezdolność władz do wycofania się z programu jądrowego uznaję zresztą za jeden z największych strategicznych błędów odnośnie rozwoju polskiej elektroenergetyki.
Dochodzi do tego cała lista innych, doraźnych problemów. Być może najpoważniejszym jest zadłużenie górnictwa, które tak czy inaczej przeniesie się na elektroenergetykę. Z kolei odpisy aktywów w PGE (około 8 mld zł) sygnalizują skalę nieproduktywności majątku koncernów energetycznych. Rozwierające się w naszym regionie nożyce cen hurtowych energii elektrycznej (około 160 zł/MWh w Polsce, przy 80 zł/MWh w Szwecji i 140 zł/MWh w Niemczech) sygnalizują natomiast niezdolność przedsiębiorstw energetycznych do konkurowania na jednolitym unijnym rynku energii. Dodać do tego można jeszcze ich oczekiwania odnośnie wprowadzenia kontraktów różnicowych dla energetyki jądrowej oraz rynku mocy dla energetyki węglowej. Czy tego typu koncepcje mają potencjał, by wzmocnić konkurencyjność polskiej energetyki?
Skoro awaria bloku o mocy 850 MW wywołała tak duży kryzys, to po co budować kolejne wielkie i niewłaściwie dopasowane do Krajowego Systemu Elektroenergetycznego jednostki wytwórcze?
Gdzie zatem leży potencjał pozytywnej zmiany?
Przestrzeń do dokonywania zmian w polskiej energetyce w dużej mierze określają ramy polityki energetyczno-klimatycznej Unii Europejskiej, przy ustalaniu których Polska zresztą współuczestniczy. Trzeba pamiętać, że do jej głównych celów należą: wybicie się UE na niezależność energetyczną, uwolnienie się od nieefektywności modelu biznesowego wielkoskalowej energetyki korporacyjnej oraz zdobycie globalnej przewagi konkurencyjnej poprzez wyzwolenie masowej innowacyjności w obszarze energetyki prosumenckiej. To oznacza skierowanie rozwoju energetyki na nową trajektorię. Mianowicie, odchodzenie od modelu bazującego na imporcie paliw (ropy naftowej do transportu, gazu ziemnego do ciepłownictwa) oraz wymagającego ogromnego kapitału potrzebnego do finansowania gigantycznych projektów inwestycyjnych i zastąpienie go rozwojem, którego podstawą jest praca i wiedza. W tym kontekście interes Polski jest bezsprzeczny. Nasz kraj nie jest przecież bogaty w ropę naftową, posiada wielki deficyt gazu ziemnego oraz daleki jest jeszcze od dostatecznej akumulacji kapitału, potrzebnej zwłaszcza w przypadku rozwijania energetyki jądrowej. Ma za to stosunkowo dobrze wykształcone młode pokolenie, cechujące się jeszcze silną motywacją, a przy tym w dużym stopniu bezrobotne.
Odejdźmy od modelu, którego fundamentem jest import paliw i ogromny kapitał potrzebny do finansowania inwestycji, na rzecz rozwoju, którego podstawą jest praca i wiedza. W tę przemianę możemy zaprząc dobrze wykształcone i silnie zmotywowane młode pokolenie Polaków.
Skąd może wypłynąć impuls do dokonania zmiany?
Jego źródłem może być oddolna konsolidacja Polaków na rzecz przebudowy energetyki. Teza ta ma uzasadnienie w widocznym już obecnie wielkim wyprzedzeniu kompetencji społecznych w stosunku do sposobu funkcjonowania „sojuszu polityczno-korporacyjnego” w sektorze energetycznym. Na tym etapie w przestrzeni społecznej już teraz możliwe jest promowanie transformacji krajowej energetyki w kierunku prosumenckiej, jako opłacalnej inwestycji Polaków w ich indywidualny majątek, a zarazem napędzającej rozwój całej polskiej gospodarki oraz uwalniającej – blokowany dziś – potencjał masowej innowacyjności.
Impulsem do dokonania pozytywnej zmiany może być oddolna konsolidacja Polaków na rzecz przebudowy energetyki. Ma to uzasadnienie w widocznym już obecnie wielkim wyprzedzeniu kompetencji społecznych w stosunku do sposobu funkcjonowania „sojuszu polityczno-korporacyjnego”.
[1] Demand Side Management/Demand Side Response – mechanizmy zarządzania stroną popytową.